In memoriam
Ks. prof. dr hab. Konrad Rudnicki
2.07.1926 (Warszawa) - 12.11.2013 (Kraków)
Wybitny intelektualista i cz³owiek g³êbokiej wiary, po mistrzowsku ³±czy³
wysi³ki dla pog³êbiania wiedzy o Wszech¶wiecie i dla wzrostu w sferze
etycznej. Z zapa³em i entuzjazmem pomaga³ ludziom stawaæ
siê coraz lepszymi i coraz bardziej o¶wieconymi.
Nic nie wzrusza nieba bardziej, jak ¶mieræ astronoma!
Smuci siê Ksiê¿yc, ¿e go nie zobaczy na ¶cie¿kach mkn±cych gdzie¶ do telesko-pów
i smuci siê S³oñce, ¿e go nie wzbudzi o ¶wicie.
Przykro Marsowi, ¿e nie kwitnie ¿yciem i Wenus smutno, ¿e go nie rozmarzy.
£zy pu¶ci kometa, z któr± jest po imieniu, a nawet Saturn, co w ka¿dym swym
pier¶cieniu, gromadziæ dalej chcia³by jego my¶li z³ote.
Rozp³ywa siê w ¿alu ca³a Droga Mleczna i ³ezkê roni zacna Andromeda.
Galaktyki Jagielloñskie, spowite w swe szaty py³owe, swój g³êboki smutek
kumuluj± w sobie.
Wszech¶wiat te¿ ca³y, co sam mo¿e nie ¶wiadom jest granic swojego rozwoju,
pewnie smuci siê tak¿e, je¶li liczy³ na to, ¿e nasz Konrad w nieskoñczono¶æ go
bêdzie badaæ i przybli¿aæ ¶wiatu.
I my wszyscy, te¿ dzieci Wszech¶wiata, smucimy siê bardzo tym odej¶ciem Brata.
(Bogdan Wszo³ek)
Nic nie wzrusza nieba bardziej, jak ¶mieræ astronoma
Bogdan Wszo³ek
Tytu³owe s³owa wypowiedziane przez „ucznia” nad trumn± „mistrza” oddaj±
nastrój towarzysz±cy odej¶ciu Konrada Rudnickiego, genialnego cz³owieka o
ogromnej wiedzy i przeogromnej ¿yczliwo¶ci.
Zaduma nad Wszech¶wiatem, zw³aszcza jego ewolucj± i ustawiczn± d±¿no¶ci± do
harmonii, zawsze pomaga³a cz³owiekowi w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: jak
¿yæ? Wiele wskazuje na to, ¿e dobre ¿ycie zasadza siê z jednej strony na wysi³ku
dla pog³êbienia wiedzy o otaczaj±cym ¶wiecie, z drugiej na pracy dla wzrostu w
sferze etycznej. Ludzie, którzy podejmuj± oba wysi³ki jednocze¶nie nale¿± do
rzadko¶ci, ale to oni maj± najwiêksze szanse na szlachetne spe³nienie siê dla
dobra ¶wiata. Konrad Rudnicki by³ wspania³ym przyk³adem cz³owieka
urzeczywistniaj±cego zrównowa¿ony rozwój w obu tych istotnych obszarach i swoim
przyk³adem piêknie ilustrowa³ prawdê, ¿e gwarantem prawdziwego postêpu jest
cz³owiek coraz lepszy i cz³owiek coraz bardziej o¶wiecony.
Konrad Rudnicki wychowa³ siê w rodzinie o pogl±dach silnie lewicowych.
Podczas wojny zg³osi³ siê, jeszcze jako nieletni, do partyzantki. Walczy³ z
Niemcami w oddzia³ach Gwardii Ludowej. Niezale¿nie w jego domu rodzinnym
przechowywano ¯ydów. Schwytany podczas jednej z bitew zosta³ skazany przez
niemiecki s±d polowy na karê ¶mierci i tylko cudownym zbiegiem okoliczno¶ci
unikn±³ egzekucji. Po wojnie podj±³ studia na Uniwersytecie Warszawskim i w 1949
roku ukoñczy³ je zdobywaj±c tytu³ magistra astronomii. Najmocniejszy wp³yw na
jego rozwój astronomiczny mieli W³odzimierz Zonn (w Warszawie) oraz Fritz Zwicky
(w California Institute of Technology w Pasadenie). Jako m³ody astronom
przeszed³ transformacjê od ateizmu do wiary w Boga i sta³ siê gorliwym
chrze¶cijaninem. Zdoby³ odpowiednie wykszta³cenie teologiczne i zosta³
wy¶wiêcony na ksiêdza w ramach Staropolskiego Ko¶cio³a Mariawitów.
Konrad Rudnicki by³ astronomem, teologiem oraz metodologiem i historykiem nauki.
Studia odby³ w Uniwersytecie Warszawskim oraz w Mariawickim Seminarium Duchownym
w P³ocku. Pracowa³ na Uniwersytecie Warszawskim, California Institute of
Technology w Pasadenie, Uniwersytecie Jagielloñskim w Krakowie, Wy¿szej Szkole
¦rodowiska w Bydgoszczy. Jako visiting professor prowadzi³ badania w
Mathematisch-Physykalisches Institut w Dornach oraz Rice University w Houston.
Pe³ni³ liczne funkcje duszpasterskie. Jest autorem lub wspó³autorem ponad 130
publikacji w jêzykach kongresowych, w tym wydanego w Rosji i Stanach
Zjednoczonych podrêcznika astronomii gwiazdowej i oko³o 400 podrêczników,
ksi±¿ek, broszur i artyku³ów w jêzyku polskim. Do jego osi±gniêæ w dziedzinie
astronomii nale¿y opublikowanie w roku 1972 najg³êbszego w owym czasie przegl±du
galaktyk w tzw. Polu Jagielloñskim. Jest odkrywc± komety nazwanej jego
nazwiskiem. W dziedzinie teologii opracowa³ pierwsze krytyczne wydanie objawieñ
Marii Franciszki Koz³owskiej. W dziedzinie metodologii nauk jego naukowym
testamentem jest monografia o zasadach kosmologicznych. By³ cz³onkiem wielu
towarzystw naukowych, miêdzy innymi Miêdzynarodowej Unii Astronomicznej i
Powszechnego Towarzystwa Antropozoficznego. Zosta³ wybrany cz³onkiem Wolnej
Europejskiej Akademii Nauk. Otrzyma³ wiele odznaczeñ wojennych i cywilnych,
miêdzy innymi honorowe obywatelstwo Izraela.
Konrad Rudnicki podczas sesji naukowej „Cz³owiek i
Wszech¶wiat” w towarzystwie Micha³a Hellera i autora. Sesjê zorganizowano w
Krakowie w dniu 15.10.2011 roku dla uhonorowania Konrada Rudnickiego w 85-lecie
jego urodzin. (fot. A. Ko³odziejczyk)
Ka¿dy, kto mia³ przyjemno¶æ i zaszczyt wspó³pracowaæ z profesorem Rudnickim
wspomina to z wielk± wdziêczno¶ci±. Jako wybitny uczony i wspania³y wychowawca
m³odzie¿y by³ dla wspó³pracowników mentorem, mistrzem, doradc± i przyjacielem.
By³ du¿o wiêcej ni¿ zas³u¿onym astronomem. Otworzy³ nowe dziedziny badañ, ma
ogromny dorobek, na trwale zapisa³ siê w ¶wiatow± naukê i pozostawi³ po sobie
szko³ê uczniów. Jest ojcem tego wszystkiego, co dzi¶ wielkie w polskiej
astronomii. Zostawi³ podrêcznik t³umaczony na kilka jêzyków, na podstawie
którego, wyk³ada siê na wielu uczelniach ¶wiata. W Obserwatorium Astronomicznym
Uniwersytetu Jagielloñskiego, gdzie pracowa³ przez wiêkszo¶æ swego aktywnego
¿ycia, zainicjowa³ badania galaktyk i o¶rodka miêdzygalaktycznego. Tematyka ta
podnios³a presti¿ o¶rodka i da³a mu wysok± miêdzynarodow± pozycjê. Dwie ostatnie
ksi±¿ki Konrada Rudnickiego: „Zasady kosmologiczne” (2002) oraz „Cz³owiek i
¦rodowisko” (2008), maj± warto¶æ ponadczasow±, której pe³ne odkrycie i
zagospodarowanie ma dopiero nast±piæ.
Konrad Rudnicki by³ równocze¶nie wysokiego formatu naukowcem i wspania³ym
popularyzatorem astronomii. Równie czêsto g³osi³ referaty na powa¿nych
konferencjach naukowych, jak na spotkaniach dla mi³o¶ników astronomii i podczas
ró¿nego rodzaju wystêpów publicznych. By³ cz³onkiem wielu naukowych towarzystw
astronomicznych, ale tak¿e stowarzyszeñ skupiaj±cych amatorów zainteresowanych
astronomi±. Swoje dzie³a i artyku³y w równej mierze adresowa³ do uczonych, co do
studentów, uczniów i mi³o¶ników astronomii. W obszarze dzia³añ edukacyjnych
warto wymieniæ cho-cia¿by: budowê w okresie m³odzieñczym (podczas II wojny)
amatorskiego obserwatorium astronomicznego w Dobrej Wodzie pod Sulejówkiem,
redakcjê Uranii, dzia³alno¶æ w ramach Polskiego Towarzystwa Mi³o¶ników
Astronomii, autorstwo wielu wydañ podrêcznika astronomii dla klas maturalnych,
autorstwo niezliczonych artyku³ów popularyzuj±cych astronomiê na ³amach wielu
czasopism popularno naukowych, udzia³ w jury na wielu olimpiadach i konkursach
astronomicznych dla m³odzie¿y.
Na niebie zostawi³ kometê „Rudnicki”. Na ziemi, w Jerozolimie, rosn±ce drzewo
Sprawiedliwego w¶ród Narodów ¦wiata. U swoich synów serdeczn± pamiêæ i
na¶ladowanie ojca. W¶ród uczniów i naukowych dzieci pozostaje niedo¶cignionym
wzorem do na¶ladowania, je¶li idzie o sposoby dociekania prawd, umiejêtno¶ci ich
obrony oraz dzielenia siê nimi. Pokolenia nastêpców bêd± czerpaæ ze skarbnicy
jego wiedzy, spisanej w licznych ksi±¿kach i czasopismach. Ka¿dy, kto mia³
okazjê go poznaæ, nie tylko ma z tego satysfakcjê i dobre wspomnienia, ale czuje
jak±¶ jego szlachetn± cz±stkê w sobie.
Konrad Rudnicki zosta³ pochowany w dniu 19 listopada na
Cmentarzu Rakowickim
w Krakowie (kwatera LXV, rz±d 8, grób 37).
Konrad Rudnicki (1926 2013) – kilka wspomnieñ
Krzysztof Ma¶lanka
Przed ponad dwoma laty, na pro¶bê dr. Bogdana Wszo³ka, wieloletniego
wspó³pracownika i przyjaciela Konrada Rudnickiego, napisa³em krótki artyku³
dedykowany Profesorowi „z okazji urodzin, wraz z ¿yczeniami wielu dalszych lat
owocnej aktywno¶ci”. Niniejszy tekst jest rozbudowan± wersj± tamtego.
*
Wiedzieli¶my, ¿e jesieni± 2007 roku (11 listopada) Konrad dozna³ rozle-g³ego
zawa³u serca. Wkrótce jednak wróci³ do swych licznych obowi±zków. Metodyczny i
pracowity nie uwa¿a³ wcale, ¿e s³abn±ce si³y s± dostatecznym powodem, by chocia¿
trochê zredukowaæ czêste wyjazdy, spotkania, wyk³ady. (Ostatni swój wyk³ad
wyg³osi³ niespe³na tydzieñ przez ¶mierci±.) Spotyka³em go te¿ regularnie na
posiedzeniach Rady Naukowej Instytutu Historii Nauki PAN w Warszawie w Pa³acu
Staszica. Do sali obrad przychodzi³ zawsze jako pierwszy. Referowa³ sprawy m.
in. przewodów doktorskich, komentowa³ te¿ trafnie rozmaite problemy. Przygotowa³
te¿ referat na doroczn± konferencjê „Filozofia kosmologii. Wokó³ my¶li Micha³a
Hellera”, który zamierza³ wyg³osiæ 6 grudnia 2013 r. Tytu³ tego referatu
brzmia³: Istota kosmologii w zaskakuj±cym ujêciu ksi±¿ki Micha³a Hellera
„Filozofia kosmologii”. Zamiast tego referatu planowane jest krótkie
wspomnienie, które przygotowa³ uczeñ i pierwszy doktorant Konrada – prof. Piotr
Flin.
*
Ka¿de odej¶cie bliskiego, a tym bardziej niepospolitego cz³owieka wywo³uje
now± falê wspomnieñ. Przytoczê tu kilka epizodów.
Po raz ostatni widzia³em Konrada w Collegium Novum w pi±tek, 20 wrze¶nia 2013
r., przed rozpoczêciem konferencji na temat historii matematyki. Powiedzia³ mi
wtedy, ¿e dokona³ jakiego¶ matematycznego spostrze¿enia, które chcia³by ze mn±
skonsultowaæ podczas osobnego spotkania. (U¿y³ chyba s³owa „odkrycie”, ale nie
powiedzia³ nic wiêcej.) Zgodzi³em siê oczywi¶cie, zastrzegaj±c jedynie, ¿e mogê
siê okazaæ niekompetentny. Do tego spotkania nigdy ju¿ nie dosz³o. Nie wiem i
nigdy nie dowiem siê, czego to odkrycie mog³o dotyczyæ.
Z kolei dwa lata wcze¶niej, by³o to chyba w ¦wiêto Niepodleg³o¶ci 11 listopada
2011 r., spotka³em Konrada z ¿on± Teres± na ulicy S³awkowskiej w Krakowie. Mia³
wtedy trochê problemów z chodzeniem, wiêc ¿eby oszczêdzaæ si³y, u¿ywa³ czasami
fotela na kó³kach. Tak by³o i tym razem. Odprowadzi³em ich do domu przy ul. ¦w.
Sebastiana. Po drodze Konrad powiedzia³: „Wybrali mnie ostatnio do Komitetu
Historii Nauki i Techniki PAN. Kadencja trwa tam 3 lata. Wiêc muszê ¿yæ jeszcze
co najmniej 3 lata”.
Ale los nie pozwoli³ zrealizowaæ tego planu i podarowa³ Mu jedynie dwa lata i
jeden dzieñ.
*
Ka¿dy z nas spotyka w ci±gu ¿ycia tysi±ce ludzi. Wiêkszo¶æ z nich pojawia siê
na krótko i szybko odchodzi do swych spraw. W pamiêci tli siê jeszcze ¶lad po
nich, ale z czasem i on zanika. Jednak spotkanie kogo¶ niebanalnego, mimo
wzglêdnie rzadkich potem kontaktów, pozostawia trwa³y ¶lad. Wiemy z pewno¶ci±,
¿e byliby¶my inni nie spotkawszy tego kogo¶.
Wydaje mi siê, ¿e jest jeszcze inny aspekt natrafienia w ¿yciu na szczególnie
niebanalnego cz³owieka. Pamiêtamy wtedy dok³adnie moment pierwszego z nim
spotkania oraz kilku kolejnych. Tak w³a¶nie by³o z Konradem Rudnickim.
Gdzie¶ wiosn± 1972 roku poszed³em na wieczorn± prelekcjê w krakowskiej siedzibie
Polskiego Towarzystwa Mi³o¶ników Astronomii. Odbywa³y siê one w poniedzia³ki
przy ulicy Solskiego 30 o dziewiêtnastej. Ten nieistniej±cy ju¿ dzisiaj lokal
mia³ swoj± niepo-wtarzaln± atmosferê. Dla mnie by³o to wej¶cie w doros³e ¿ycie,
w kr±g ludzi, którym wiele zawdziêczam. Konrad Rudnicki, wtedy docent
krakowskiego Obserwatorium Astronomicznego, mówi³ o jakiej¶ niedawnej paryskiej
konferencji (dok³adniej: kolokwium) po¶wiêconej rozmieszczeniu gromad galaktyk.
By³em wtedy w drugiej klasie liceum, nie rozumia³em wielu szczegó³ów,
zapamiêta³em g³ównie kolorowe transparencje, ale mimo to poczu³em, ¿e stojê u
progu prawdziwej nauki. Wtedy jeszcze nie wiedzia³em, ¿e s³ucham inicjatora
programu g³êbokiego przegl±du galaktyk znanego w ¶wiecie jako Pole
Jagielloñskie, odkrywcy komety C/1966 T1, wspó³pracownika W³odzimierza Zonna i
ucznia s³awnego Fritza Zwicky’ego, syna lewicowego pisarza Lucjana Rudnickiego
(którego powie¶æ Stare i nowe by³a wcze¶niej moj± lektur± szkoln±), teologa,
cz³owieka, który w czasie wojny, wraz z matk±, ratowa³ ¯ydów, a tak¿e partyzanta
Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. (Mia³ wówczas zaledwie 16 lat.) Do koñca
lojalnie powa¿a³ swego dowódcê z tamtych czasów, Mieczys³awa Moczara, pomimo
generalnie niechlubnej roli, jak± ten odegra³ w powojennej Polsce, zwanej
Ludow±, a zw³aszcza w czasie wydarzeñ z roku 1968. Zapytany, czy mo¿e jest z
Moczarem „na ty”, odpowiedzia³: – Nie, my jeste¶my „na wy”.
Maj±c tak± przesz³o¶æ i takie koneksje, móg³, jak wielu innych, zacz±æ robiæ po
wojnie ³atw± i skuteczn± karierê. Tymczasem wybra³ astronomiê, a po kilkunastu
latach zosta³ duchownym zgromadzenia Mariawitów.
Drugie spotkanie jest w mojej pamiêci równie wyra¼ne. By³o to 4-go kwietnia 1974
roku, fina³ XVII tej Olimpiady Astronomicznej w chorzowskim Planetarium.
Organizatorzy zaprosili Konrada, który wyg³osi³ wtedy dla uczestników olimpiady
krótk± prelekcjê. Zapamiêta³em jedn± tezê, któr± z naciskiem przedstawi³:
„Zawodowy astronom powinien umieæ i lubiæ skutecznie liczyæ”. By³o to trafne,
niezbêdne uzupe³nienie nieznanego mi wtedy jeszcze powiedzenia Tadeusza
Banachiewicza: Observo ergo sum. Dla mnie natomiast – o czym wtedy jeszcze nie
mog³em wiedzieæ – by³y to s³owa prorocze, jako ¿e z czasem przeszed³em od
astronomii i kosmologii do teorii liczb.
Potem, w zabytkowym budynku starego Obserwatorium przy ul. Kopernika 27,
s³ucha³em Jego wyk³adu z astronomii ogólnej i sferycznej na pierwszym roku
studiów (1974/75) – wyk³adu, który wszyscy docenili¶my szczególnie wtedy, gdy,
wskutek planowego wyjazdu wyk³adowcy, zorganizowano zastêpstwo. Wtedy dopiero,
przez wyra¼ny kontrast, zobaczyli¶my rzetelno¶æ Jego wyk³adów.
Z mniej powa¿nych epizodów pamiêtam kilka. Chyba na drugim roku studiów mieli¶my
praktyczne æwiczenia z astronomii sferycznej w chorzowskim Planetarium. Koledzy
z mojego roku pojechali wcze¶niejszym poci±giem, ja i Konrad (dla mnie wtedy
jeszcze: docent Rudnicki) dojechali¶my pó¼niej. Okaza³o siê, ¿e zamówiony pokaz
w Planetarium ma byæ ju¿ za parê minut, a my jeste¶my dopiero na stacji
kolejowej. Konrad powiedzia³ do mnie wtedy, gdy szybko maszerowali¶my przez
pusty chorzowski park: „Wie pan, gdyby¶my siê teraz pu¶cili biegiem, to by¶my
zd±¿yli na czas!” By³o to niew±tpliwie logiczne. Poczu³em siê dowarto¶ciowany
tym o¶wiadczeniem, choæ w duchu ¿yczy³em sobie, ¿eby jednak nie dosz³o do
gonitwy docenta i studenta.
Pamiêtam te¿ jak±¶ nieformaln± naukow± dyskusjê w ma³ym gronie w kuchni
Obserwatorium przy ul. Orlej na Bielanach na pocz±tku lat osiemdziesi±tych.
Konrad, wtedy ju¿ profesor, uczestniczy³ w niej aktywnie, ale jednocze¶nie
pracowicie oddziela³ kawa³ek ¿ó³tego sera (towar wówczas rzadki i luksusowy) od
oblepiaj±cego go czerwonego wosku. Potem nieoczekiwanie zapyta³, czy kto¶ ma
przy sobie kawa³ek sznurka. Podano mu jak±¶ nitkê, któr± zgrabnie owin±³ tym
woskiem robi±c maleñk± ¶wieczkê. Z powag± zapali³ j± i z figlarnym u¶miechem
zapyta³ (a dzieñ by³ s³oneczny): – Czy nie uwa¿acie, ¿e dyskusja przy ¶wiecy
jest bardziej nastrojowa?
Zniewalaj±co logiczna uwaga…
Bibliotekê Obserwatorium prowadzi³ wtedy ceniony t³umacz ksi±¿ek, Marek
Kro¶niak. Dla ewidencji wy³o¿y³ w czytelni wielki zeszyt wraz z pro¶b± o podpisy
odwiedzaj±cych, „z których zwolnieni s± tylko niepi-¶mienni”. Ludzie wpisywali
siê lub nie, ale Konrad nigdy nie zaniedba³ tego. Co ciekawe, ka¿dy Jego podpis
by³ uczyniony innym charakterem pisma, jakby podpisywa³y siê ró¿ne osoby.
Którego¶ dnia podpisa³ siê przekornie jako „K±rad”.
By³ jednocze¶nie bardzo ¿yczliwy, ale te¿ bezkompromisowy. Z koñcem lat
osiemdziesi±tych, ju¿ jako asystent, oprowadza³em wycieczkê szkoln± po terenie
Obserwatorium. By³ pogodny wieczór. W kopule teleskopu Maksutowa spotka³em
Konrada – wtedy dyrektora Instytutu. Zaaferowany t³umaczy³em szczegó³y monta¿u
teleskopu, pokazywa³em te¿ zwiedzaj±cym Ksiê¿yc. W pewnej chwili Konrad odwo³a³
mnie na bok i dyskretnie szepn±³ do ucha: „Nie chcê panu psuæ opinii przy
obcych, ale teleskop nale¿y poruszaæ trzymaj±c za uchwyty, a nie za tubus”. Jako
(wtedy jeszcze) kosmolog teoretyk oraz pocz±tkuj±cy matematyk z pokor± przyj±³em
tê s³uszn± uwagê wytrawnego obserwatora.
Zdumiewaj±ca by³a Jego uczciwo¶æ. Kiedy w latach 1979 1980 odbywa³em sta¿ w
Obserwatorium Konrad zaproponowa³ mi pracê przy organizowaniu wyjazdów studentów
na krótk± praktykê na Zachodzie – rzecz wówczas dla m³odych ludzi atrakcyjna i
nieoczekiwana. Zgodzi³em siê i podpisa³em stosown± umowê na jak±¶ niewielk±
kwotê. Pracy przy tym nie by³o du¿o, co wiêcej kiedy wszystko by³o gotowe,
wówczas, z jakich¶ niezale¿nych powodów okaza³o siê, ¿e wyjazdy studentów
anulowano „na wy¿szym szczeblu”. Zapomnia³em o tej sprawie. Mimo wszystko Konrad
osobi¶cie przyszed³ do mnie i wrêczy³ mi kwotê z umowy. Zaprotestowa³em, ¿e
przecie¿ nic z tego nie wysz³o. – Nie szkodzi, zawarli¶my pisemn± umowê i muszê
siê z niej wywi±zaæ.
Pamiêtam te¿ rozmowê sprzed trzech lat w Warszawie, w ma³ej klitce Pa³acu
Staszica u¿ytkowanej przez kilkana¶cie osób oraz dwie albo trzy redakcje
wydawanych przez mój Instytut periodyków. Do rozpoczêcia obrad Rady Naukowej IHN
PAN by³o jeszcze sporo czasu. Prócz ¿ony Konrada, Teresy, by³a tam jeszcze,
zmar³a przedwcze¶nie, dr hab. Gra¿yna Rosiñska (1937 2013). Konrad wspomina³
jeden ze swych pobytów w Ameryce w latach sze¶ædziesi±tych. Otó¿, w rozmowie z
miejscowymi naukowcami, podczas posi³ku, Konrad poprosi³, by mu podano czajnik.
Zapomnia³ jednak angielskiego s³owa kettle i odruchowo powiedzia³ po polsku:
„czajnik”. Zdziwieni amerykañscy koledzy zapytali wtedy, czy nie ma on jakich¶
koneksji ¿ydowskich. – Dlaczego? – zdziwi³ siê. – Przecie¿ ty mówisz w jidysz.
U¿y³e¶ wyra¼nie s³owa z tego jêzyka: „czajnik”.
Epizod, który wspominam najcieplej wi±¿e siê z aperiodycznym zjawi-skiem naukowo
satyrycznym znanym jako „Acta Brutusica”, trwaj±cym spontanicznie w latach
1992-96. Krajowi astronomowie wiedz±, co to takiego; pozosta³ym nie bêdê
t³umaczy³, gdy¿ trwa³oby to zbyt d³ugo. „Acta” czytali wszyscy: studenci,
portierzy, pracownicy naukowi; widziano je nawet na biurku ówczesnego rektora
UJ, ¶p. prof. Andrzeja Pelczara (1937 2010). Otó¿ po wydaniu pierwszego numeru
naszego pisma Konrad przyniós³ nam kilka swoich ¶wietnych, dowcipnych tekstów
literackich sprzed lat (wierszem i proz±, poni¿ej przytaczam jeden z wierszy). Z
Jego inicjatywy kilku krakowskich astronomów wziê³o udzia³ w konkursie na
weso³e, miniaturowe wiersze Jego pomys³u, które nazwa³ „wierszami znikowymi”. Te
nietypowe dawki humoru w¶ród powa¿nej naukowej rzeczywisto¶ci cenili wszyscy.
Jedna sprawa pozostaje dla mnie tajemnicza. Otó¿, w mrocznych dniach stanu
wojennego, kiedy sowiecka kuratela wydawa³a siê niewzruszona, Konrad
kilkakrotnie powtarza³ z przekonaniem: „Nie martwcie siê. W roku 1989 Polska
bêdzie wolna”. Nie traktowano tego powa¿nie; zreszt± dla realistycznie my¶l±cych
by³o to stwierdzenie zbyt abstrakcyjne. Nigdy nie zapyta³em Go, sk±d mo¿e to
wiedzieæ. Niepojêta przenikliwo¶æ? Prorocza wizja? Przypadek?
*
Dwa fragmenty jednego z wierszy Konrada Rudnickiego (ok. 1970
r.)
[…]
Jak wygrzebiemy siê kiedy¶ z nêdzy,
Jak ¿ona da mi du¿o pieniêdzy,
Tak sobie marzê, co wtedy zrobiê:
Pójdê i znaczków nakupiê sobie,
kopert, papieru – aby w ten sposób
Napisaæ listy do ró¿nych osób:
[…]
Potem zaklejê je uroczy¶cie,
Przylepiê znaczek na ka¿dym li¶cie,
Spaæ ju¿ nie id±c, o rannym brzasku
Do Bielañskiego pojadê Lasku.
Tam spaceruj±c w¶ród le¶nych alej
Bêdê rozmy¶la³, co zrobiæ dalej.
I rozwa¿ywszy ró¿ne pomys³y
Powrzucam wszystkie listy do Wis³y.
I bêdê patrzy³ z stromego wa³u
Jak moje listy ton± poma³u:
Jeden i drugi, trzeci, dwunasty
I siedemnasty, i dziewiêtnasty.
Wreszcie uton± ostatnie dwa.
Aha…
(Rozwa¿ania, gdy ze skupion± min± s³ucha³em na posiedzeniu naukowym
referatu o nowych metodach astronomicznych w geodezji – K.R.)
Konrad Rudnicki przy teleskopie „Maksutowa” w Obserwatorium
Astronomicznym
Uniwersytetu Jagielloñskiego w Krakowie. (z prywatnej kolekcji autora)