In memoriam

Ks. prof. dr hab. Konrad Rudnicki
2.07.1926 (Warszawa) - 12.11.2013 (Krak�w)
Wybitny intelektualista i cz�owiek g��bokiej wiary, po mistrzowsku ��czy�
wysi�ki dla pog��biania wiedzy o Wszech�wiecie i dla wzrostu w sferze
etycznej. Z zapa�em i entuzjazmem pomaga� ludziom stawa�
si� coraz lepszymi i coraz bardziej o�wieconymi.
Nic nie wzrusza nieba bardziej, jak �mier� astronoma!
Smuci si� Ksi�yc, �e go nie zobaczy na �cie�kach mkn�cych gdzie� do telesko-p�w
i smuci si� S�o�ce, �e go nie wzbudzi o �wicie.
Przykro Marsowi, �e nie kwitnie �yciem i Wenus smutno, �e go nie rozmarzy.
�zy pu�ci kometa, z kt�r� jest po imieniu, a nawet Saturn, co w ka�dym swym
pier�cieniu, gromadzi� dalej chcia�by jego my�li z�ote.
Rozp�ywa si� w �alu ca�a Droga Mleczna i �ezk� roni zacna Andromeda.
Galaktyki Jagiello�skie, spowite w swe szaty py�owe, sw�j g��boki smutek
kumuluj� w sobie.
Wszech�wiat te� ca�y, co sam mo�e nie �wiadom jest granic swojego rozwoju,
pewnie smuci si� tak�e, je�li liczy� na to, �e nasz Konrad w niesko�czono�� go
b�dzie bada� i przybli�a� �wiatu.
I my wszyscy, te� dzieci Wszech�wiata, smucimy si� bardzo tym odej�ciem Brata.
(Bogdan Wszo�ek)
Nic nie wzrusza nieba bardziej, jak �mier� astronoma
Bogdan Wszo�ek
Tytu�owe s�owa wypowiedziane przez „ucznia” nad trumn� „mistrza” oddaj�
nastr�j towarzysz�cy odej�ciu Konrada Rudnickiego, genialnego cz�owieka o
ogromnej wiedzy i przeogromnej �yczliwo�ci.
Zaduma nad Wszech�wiatem, zw�aszcza jego ewolucj� i ustawiczn� d��no�ci� do
harmonii, zawsze pomaga�a cz�owiekowi w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: jak
�y�? Wiele wskazuje na to, �e dobre �ycie zasadza si� z jednej strony na wysi�ku
dla pog��bienia wiedzy o otaczaj�cym �wiecie, z drugiej na pracy dla wzrostu w
sferze etycznej. Ludzie, kt�rzy podejmuj� oba wysi�ki jednocze�nie nale�� do
rzadko�ci, ale to oni maj� najwi�ksze szanse na szlachetne spe�nienie si� dla
dobra �wiata. Konrad Rudnicki by� wspania�ym przyk�adem cz�owieka
urzeczywistniaj�cego zr�wnowa�ony rozw�j w obu tych istotnych obszarach i swoim
przyk�adem pi�knie ilustrowa� prawd�, �e gwarantem prawdziwego post�pu jest
cz�owiek coraz lepszy i cz�owiek coraz bardziej o�wiecony.

Konrad Rudnicki wychowa� si� w rodzinie o pogl�dach silnie lewicowych.
Podczas wojny zg�osi� si�, jeszcze jako nieletni, do partyzantki. Walczy� z
Niemcami w oddzia�ach Gwardii Ludowej. Niezale�nie w jego domu rodzinnym
przechowywano �yd�w. Schwytany podczas jednej z bitew zosta� skazany przez
niemiecki s�d polowy na kar� �mierci i tylko cudownym zbiegiem okoliczno�ci
unikn�� egzekucji. Po wojnie podj�� studia na Uniwersytecie Warszawskim i w 1949
roku uko�czy� je zdobywaj�c tytu� magistra astronomii. Najmocniejszy wp�yw na
jego rozw�j astronomiczny mieli W�odzimierz Zonn (w Warszawie) oraz Fritz Zwicky
(w California Institute of Technology w Pasadenie). Jako m�ody astronom
przeszed� transformacj� od ateizmu do wiary w Boga i sta� si� gorliwym
chrze�cijaninem. Zdoby� odpowiednie wykszta�cenie teologiczne i zosta�
wy�wi�cony na ksi�dza w ramach Staropolskiego Ko�cio�a Mariawit�w.
Konrad Rudnicki by� astronomem, teologiem oraz metodologiem i historykiem nauki.
Studia odby� w Uniwersytecie Warszawskim oraz w Mariawickim Seminarium Duchownym
w P�ocku. Pracowa� na Uniwersytecie Warszawskim, California Institute of
Technology w Pasadenie, Uniwersytecie Jagiello�skim w Krakowie, Wy�szej Szkole
�rodowiska w Bydgoszczy. Jako visiting professor prowadzi� badania w
Mathematisch-Physykalisches Institut w Dornach oraz Rice University w Houston.
Pe�ni� liczne funkcje duszpasterskie. Jest autorem lub wsp�autorem ponad 130
publikacji w j�zykach kongresowych, w tym wydanego w Rosji i Stanach
Zjednoczonych podr�cznika astronomii gwiazdowej i oko�o 400 podr�cznik�w,
ksi��ek, broszur i artyku��w w j�zyku polskim. Do jego osi�gni�� w dziedzinie
astronomii nale�y opublikowanie w roku 1972 najg��bszego w owym czasie przegl�du
galaktyk w tzw. Polu Jagiello�skim. Jest odkrywc� komety nazwanej jego
nazwiskiem. W dziedzinie teologii opracowa� pierwsze krytyczne wydanie objawie�
Marii Franciszki Koz�owskiej. W dziedzinie metodologii nauk jego naukowym
testamentem jest monografia o zasadach kosmologicznych. By� cz�onkiem wielu
towarzystw naukowych, mi�dzy innymi Mi�dzynarodowej Unii Astronomicznej i
Powszechnego Towarzystwa Antropozoficznego. Zosta� wybrany cz�onkiem Wolnej
Europejskiej Akademii Nauk. Otrzyma� wiele odznacze� wojennych i cywilnych,
mi�dzy innymi honorowe obywatelstwo Izraela.

Konrad Rudnicki podczas sesji naukowej „Cz�owiek i
Wszech�wiat” w towarzystwie Micha�a Hellera i autora. Sesj� zorganizowano w
Krakowie w dniu 15.10.2011 roku dla uhonorowania Konrada Rudnickiego w 85-lecie
jego urodzin. (fot. A. Ko�odziejczyk)
Ka�dy, kto mia� przyjemno�� i zaszczyt wsp�pracowa� z profesorem Rudnickim
wspomina to z wielk� wdzi�czno�ci�. Jako wybitny uczony i wspania�y wychowawca
m�odzie�y by� dla wsp�pracownik�w mentorem, mistrzem, doradc� i przyjacielem.
By� du�o wi�cej ni� zas�u�onym astronomem. Otworzy� nowe dziedziny bada�, ma
ogromny dorobek, na trwale zapisa� si� w �wiatow� nauk� i pozostawi� po sobie
szko�� uczni�w. Jest ojcem tego wszystkiego, co dzi� wielkie w polskiej
astronomii. Zostawi� podr�cznik t�umaczony na kilka j�zyk�w, na podstawie
kt�rego, wyk�ada si� na wielu uczelniach �wiata. W Obserwatorium Astronomicznym
Uniwersytetu Jagiello�skiego, gdzie pracowa� przez wi�kszo�� swego aktywnego
�ycia, zainicjowa� badania galaktyk i o�rodka mi�dzygalaktycznego. Tematyka ta
podnios�a presti� o�rodka i da�a mu wysok� mi�dzynarodow� pozycj�. Dwie ostatnie
ksi��ki Konrada Rudnickiego: „Zasady kosmologiczne” (2002) oraz „Cz�owiek i
�rodowisko” (2008), maj� warto�� ponadczasow�, kt�rej pe�ne odkrycie i
zagospodarowanie ma dopiero nast�pi�.

Konrad Rudnicki by� r�wnocze�nie wysokiego formatu naukowcem i wspania�ym
popularyzatorem astronomii. R�wnie cz�sto g�osi� referaty na powa�nych
konferencjach naukowych, jak na spotkaniach dla mi�o�nik�w astronomii i podczas
r�nego rodzaju wyst�p�w publicznych. By� cz�onkiem wielu naukowych towarzystw
astronomicznych, ale tak�e stowarzysze� skupiaj�cych amator�w zainteresowanych
astronomi�. Swoje dzie�a i artyku�y w r�wnej mierze adresowa� do uczonych, co do
student�w, uczni�w i mi�o�nik�w astronomii. W obszarze dzia�a� edukacyjnych
warto wymieni� cho-cia�by: budow� w okresie m�odzie�czym (podczas II wojny)
amatorskiego obserwatorium astronomicznego w Dobrej Wodzie pod Sulej�wkiem,
redakcj� Uranii, dzia�alno�� w ramach Polskiego Towarzystwa Mi�o�nik�w
Astronomii, autorstwo wielu wyda� podr�cznika astronomii dla klas maturalnych,
autorstwo niezliczonych artyku��w popularyzuj�cych astronomi� na �amach wielu
czasopism popularno naukowych, udzia� w jury na wielu olimpiadach i konkursach
astronomicznych dla m�odzie�y.
Na niebie zostawi� komet� „Rudnicki”. Na ziemi, w Jerozolimie, rosn�ce drzewo
Sprawiedliwego w�r�d Narod�w �wiata. U swoich syn�w serdeczn� pami�� i
na�ladowanie ojca. W�r�d uczni�w i naukowych dzieci pozostaje niedo�cignionym
wzorem do na�ladowania, je�li idzie o sposoby dociekania prawd, umiej�tno�ci ich
obrony oraz dzielenia si� nimi. Pokolenia nast�pc�w b�d� czerpa� ze skarbnicy
jego wiedzy, spisanej w licznych ksi��kach i czasopismach. Ka�dy, kto mia�
okazj� go pozna�, nie tylko ma z tego satysfakcj� i dobre wspomnienia, ale czuje
jak�� jego szlachetn� cz�stk� w sobie.

Konrad Rudnicki zosta� pochowany w dniu 19 listopada na
Cmentarzu Rakowickim
w Krakowie (kwatera LXV, rz�d 8, gr�b 37).
Konrad Rudnicki (1926 2013) – kilka wspomnie�
Krzysztof Ma�lanka
Przed ponad dwoma laty, na pro�b� dr. Bogdana Wszo�ka, wieloletniego
wsp�pracownika i przyjaciela Konrada Rudnickiego, napisa�em kr�tki artyku�
dedykowany Profesorowi „z okazji urodzin, wraz z �yczeniami wielu dalszych lat
owocnej aktywno�ci”. Niniejszy tekst jest rozbudowan� wersj� tamtego.
*
Wiedzieli�my, �e jesieni� 2007 roku (11 listopada) Konrad dozna� rozle-g�ego
zawa�u serca. Wkr�tce jednak wr�ci� do swych licznych obowi�zk�w. Metodyczny i
pracowity nie uwa�a� wcale, �e s�abn�ce si�y s� dostatecznym powodem, by chocia�
troch� zredukowa� cz�ste wyjazdy, spotkania, wyk�ady. (Ostatni sw�j wyk�ad
wyg�osi� niespe�na tydzie� przez �mierci�.) Spotyka�em go te� regularnie na
posiedzeniach Rady Naukowej Instytutu Historii Nauki PAN w Warszawie w Pa�acu
Staszica. Do sali obrad przychodzi� zawsze jako pierwszy. Referowa� sprawy m.
in. przewod�w doktorskich, komentowa� te� trafnie rozmaite problemy. Przygotowa�
te� referat na doroczn� konferencj� „Filozofia kosmologii. Wok� my�li Micha�a
Hellera”, kt�ry zamierza� wyg�osi� 6 grudnia 2013 r. Tytu� tego referatu
brzmia�: Istota kosmologii w zaskakuj�cym uj�ciu ksi��ki Micha�a Hellera
„Filozofia kosmologii”. Zamiast tego referatu planowane jest kr�tkie
wspomnienie, kt�re przygotowa� ucze� i pierwszy doktorant Konrada – prof. Piotr
Flin.
*
Ka�de odej�cie bliskiego, a tym bardziej niepospolitego cz�owieka wywo�uje
now� fal� wspomnie�. Przytocz� tu kilka epizod�w.
Po raz ostatni widzia�em Konrada w Collegium Novum w pi�tek, 20 wrze�nia 2013
r., przed rozpocz�ciem konferencji na temat historii matematyki. Powiedzia� mi
wtedy, �e dokona� jakiego� matematycznego spostrze�enia, kt�re chcia�by ze mn�
skonsultowa� podczas osobnego spotkania. (U�y� chyba s�owa „odkrycie”, ale nie
powiedzia� nic wi�cej.) Zgodzi�em si� oczywi�cie, zastrzegaj�c jedynie, �e mog�
si� okaza� niekompetentny. Do tego spotkania nigdy ju� nie dosz�o. Nie wiem i
nigdy nie dowiem si�, czego to odkrycie mog�o dotyczy�.
Z kolei dwa lata wcze�niej, by�o to chyba w �wi�to Niepodleg�o�ci 11 listopada
2011 r., spotka�em Konrada z �on� Teres� na ulicy S�awkowskiej w Krakowie. Mia�
wtedy troch� problem�w z chodzeniem, wi�c �eby oszcz�dza� si�y, u�ywa� czasami
fotela na k�kach. Tak by�o i tym razem. Odprowadzi�em ich do domu przy ul. �w.
Sebastiana. Po drodze Konrad powiedzia�: „Wybrali mnie ostatnio do Komitetu
Historii Nauki i Techniki PAN. Kadencja trwa tam 3 lata. Wi�c musz� �y� jeszcze
co najmniej 3 lata”.
Ale los nie pozwoli� zrealizowa� tego planu i podarowa� Mu jedynie dwa lata i
jeden dzie�.
*
Ka�dy z nas spotyka w ci�gu �ycia tysi�ce ludzi. Wi�kszo�� z nich pojawia si�
na kr�tko i szybko odchodzi do swych spraw. W pami�ci tli si� jeszcze �lad po
nich, ale z czasem i on zanika. Jednak spotkanie kogo� niebanalnego, mimo
wzgl�dnie rzadkich potem kontakt�w, pozostawia trwa�y �lad. Wiemy z pewno�ci�,
�e byliby�my inni nie spotkawszy tego kogo�.
Wydaje mi si�, �e jest jeszcze inny aspekt natrafienia w �yciu na szczeg�lnie
niebanalnego cz�owieka. Pami�tamy wtedy dok�adnie moment pierwszego z nim
spotkania oraz kilku kolejnych. Tak w�a�nie by�o z Konradem Rudnickim.
Gdzie� wiosn� 1972 roku poszed�em na wieczorn� prelekcj� w krakowskiej siedzibie
Polskiego Towarzystwa Mi�o�nik�w Astronomii. Odbywa�y si� one w poniedzia�ki
przy ulicy Solskiego 30 o dziewi�tnastej. Ten nieistniej�cy ju� dzisiaj lokal
mia� swoj� niepo-wtarzaln� atmosfer�. Dla mnie by�o to wej�cie w doros�e �ycie,
w kr�g ludzi, kt�rym wiele zawdzi�czam. Konrad Rudnicki, wtedy docent
krakowskiego Obserwatorium Astronomicznego, m�wi� o jakiej� niedawnej paryskiej
konferencji (dok�adniej: kolokwium) po�wi�conej rozmieszczeniu gromad galaktyk.
By�em wtedy w drugiej klasie liceum, nie rozumia�em wielu szczeg��w,
zapami�ta�em g��wnie kolorowe transparencje, ale mimo to poczu�em, �e stoj� u
progu prawdziwej nauki. Wtedy jeszcze nie wiedzia�em, �e s�ucham inicjatora
programu g��bokiego przegl�du galaktyk znanego w �wiecie jako Pole
Jagiello�skie, odkrywcy komety C/1966 T1, wsp�pracownika W�odzimierza Zonna i
ucznia s�awnego Fritza Zwicky’ego, syna lewicowego pisarza Lucjana Rudnickiego
(kt�rego powie�� Stare i nowe by�a wcze�niej moj� lektur� szkoln�), teologa,
cz�owieka, kt�ry w czasie wojny, wraz z matk�, ratowa� �yd�w, a tak�e partyzanta
Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. (Mia� w�wczas zaledwie 16 lat.) Do ko�ca
lojalnie powa�a� swego dow�dc� z tamtych czas�w, Mieczys�awa Moczara, pomimo
generalnie niechlubnej roli, jak� ten odegra� w powojennej Polsce, zwanej
Ludow�, a zw�aszcza w czasie wydarze� z roku 1968. Zapytany, czy mo�e jest z
Moczarem „na ty”, odpowiedzia�: – Nie, my jeste�my „na wy”.
Maj�c tak� przesz�o�� i takie koneksje, m�g�, jak wielu innych, zacz�� robi� po
wojnie �atw� i skuteczn� karier�. Tymczasem wybra� astronomi�, a po kilkunastu
latach zosta� duchownym zgromadzenia Mariawit�w.
Drugie spotkanie jest w mojej pami�ci r�wnie wyra�ne. By�o to 4-go kwietnia 1974
roku, fina� XVII tej Olimpiady Astronomicznej w chorzowskim Planetarium.
Organizatorzy zaprosili Konrada, kt�ry wyg�osi� wtedy dla uczestnik�w olimpiady
kr�tk� prelekcj�. Zapami�ta�em jedn� tez�, kt�r� z naciskiem przedstawi�:
„Zawodowy astronom powinien umie� i lubi� skutecznie liczy�”. By�o to trafne,
niezb�dne uzupe�nienie nieznanego mi wtedy jeszcze powiedzenia Tadeusza
Banachiewicza: Observo ergo sum. Dla mnie natomiast – o czym wtedy jeszcze nie
mog�em wiedzie� – by�y to s�owa prorocze, jako �e z czasem przeszed�em od
astronomii i kosmologii do teorii liczb.
Potem, w zabytkowym budynku starego Obserwatorium przy ul. Kopernika 27,
s�ucha�em Jego wyk�adu z astronomii og�lnej i sferycznej na pierwszym roku
studi�w (1974/75) – wyk�adu, kt�ry wszyscy docenili�my szczeg�lnie wtedy, gdy,
wskutek planowego wyjazdu wyk�adowcy, zorganizowano zast�pstwo. Wtedy dopiero,
przez wyra�ny kontrast, zobaczyli�my rzetelno�� Jego wyk�ad�w.
Z mniej powa�nych epizod�w pami�tam kilka. Chyba na drugim roku studi�w mieli�my
praktyczne �wiczenia z astronomii sferycznej w chorzowskim Planetarium. Koledzy
z mojego roku pojechali wcze�niejszym poci�giem, ja i Konrad (dla mnie wtedy
jeszcze: docent Rudnicki) dojechali�my p�niej. Okaza�o si�, �e zam�wiony pokaz
w Planetarium ma by� ju� za par� minut, a my jeste�my dopiero na stacji
kolejowej. Konrad powiedzia� do mnie wtedy, gdy szybko maszerowali�my przez
pusty chorzowski park: „Wie pan, gdyby�my si� teraz pu�cili biegiem, to by�my
zd��yli na czas!” By�o to niew�tpliwie logiczne. Poczu�em si� dowarto�ciowany
tym o�wiadczeniem, cho� w duchu �yczy�em sobie, �eby jednak nie dosz�o do
gonitwy docenta i studenta.
Pami�tam te� jak�� nieformaln� naukow� dyskusj� w ma�ym gronie w kuchni
Obserwatorium przy ul. Orlej na Bielanach na pocz�tku lat osiemdziesi�tych.
Konrad, wtedy ju� profesor, uczestniczy� w niej aktywnie, ale jednocze�nie
pracowicie oddziela� kawa�ek ��tego sera (towar w�wczas rzadki i luksusowy) od
oblepiaj�cego go czerwonego wosku. Potem nieoczekiwanie zapyta�, czy kto� ma
przy sobie kawa�ek sznurka. Podano mu jak�� nitk�, kt�r� zgrabnie owin�� tym
woskiem robi�c male�k� �wieczk�. Z powag� zapali� j� i z figlarnym u�miechem
zapyta� (a dzie� by� s�oneczny): – Czy nie uwa�acie, �e dyskusja przy �wiecy
jest bardziej nastrojowa?
Zniewalaj�co logiczna uwaga…
Bibliotek� Obserwatorium prowadzi� wtedy ceniony t�umacz ksi��ek, Marek
Kro�niak. Dla ewidencji wy�o�y� w czytelni wielki zeszyt wraz z pro�b� o podpisy
odwiedzaj�cych, „z kt�rych zwolnieni s� tylko niepi-�mienni”. Ludzie wpisywali
si� lub nie, ale Konrad nigdy nie zaniedba� tego. Co ciekawe, ka�dy Jego podpis
by� uczyniony innym charakterem pisma, jakby podpisywa�y si� r�ne osoby.
Kt�rego� dnia podpisa� si� przekornie jako „K�rad”.
By� jednocze�nie bardzo �yczliwy, ale te� bezkompromisowy. Z ko�cem lat
osiemdziesi�tych, ju� jako asystent, oprowadza�em wycieczk� szkoln� po terenie
Obserwatorium. By� pogodny wiecz�r. W kopule teleskopu Maksutowa spotka�em
Konrada – wtedy dyrektora Instytutu. Zaaferowany t�umaczy�em szczeg�y monta�u
teleskopu, pokazywa�em te� zwiedzaj�cym Ksi�yc. W pewnej chwili Konrad odwo�a�
mnie na bok i dyskretnie szepn�� do ucha: „Nie chc� panu psu� opinii przy
obcych, ale teleskop nale�y porusza� trzymaj�c za uchwyty, a nie za tubus”. Jako
(wtedy jeszcze) kosmolog teoretyk oraz pocz�tkuj�cy matematyk z pokor� przyj��em
t� s�uszn� uwag� wytrawnego obserwatora.
Zdumiewaj�ca by�a Jego uczciwo��. Kiedy w latach 1979 1980 odbywa�em sta� w
Obserwatorium Konrad zaproponowa� mi prac� przy organizowaniu wyjazd�w student�w
na kr�tk� praktyk� na Zachodzie – rzecz w�wczas dla m�odych ludzi atrakcyjna i
nieoczekiwana. Zgodzi�em si� i podpisa�em stosown� umow� na jak�� niewielk�
kwot�. Pracy przy tym nie by�o du�o, co wi�cej kiedy wszystko by�o gotowe,
w�wczas, z jakich� niezale�nych powod�w okaza�o si�, �e wyjazdy student�w
anulowano „na wy�szym szczeblu”. Zapomnia�em o tej sprawie. Mimo wszystko Konrad
osobi�cie przyszed� do mnie i wr�czy� mi kwot� z umowy. Zaprotestowa�em, �e
przecie� nic z tego nie wysz�o. – Nie szkodzi, zawarli�my pisemn� umow� i musz�
si� z niej wywi�za�.
Pami�tam te� rozmow� sprzed trzech lat w Warszawie, w ma�ej klitce Pa�acu
Staszica u�ytkowanej przez kilkana�cie os�b oraz dwie albo trzy redakcje
wydawanych przez m�j Instytut periodyk�w. Do rozpocz�cia obrad Rady Naukowej IHN
PAN by�o jeszcze sporo czasu. Pr�cz �ony Konrada, Teresy, by�a tam jeszcze,
zmar�a przedwcze�nie, dr hab. Gra�yna Rosi�ska (1937 2013). Konrad wspomina�
jeden ze swych pobyt�w w Ameryce w latach sze��dziesi�tych. Ot�, w rozmowie z
miejscowymi naukowcami, podczas posi�ku, Konrad poprosi�, by mu podano czajnik.
Zapomnia� jednak angielskiego s�owa kettle i odruchowo powiedzia� po polsku:
„czajnik”. Zdziwieni ameryka�scy koledzy zapytali wtedy, czy nie ma on jakich�
koneksji �ydowskich. – Dlaczego? – zdziwi� si�. – Przecie� ty m�wisz w jidysz.
U�y�e� wyra�nie s�owa z tego j�zyka: „czajnik”.
Epizod, kt�ry wspominam najcieplej wi��e si� z aperiodycznym zjawi-skiem naukowo
satyrycznym znanym jako „Acta Brutusica”, trwaj�cym spontanicznie w latach
1992-96. Krajowi astronomowie wiedz�, co to takiego; pozosta�ym nie b�d�
t�umaczy�, gdy� trwa�oby to zbyt d�ugo. „Acta” czytali wszyscy: studenci,
portierzy, pracownicy naukowi; widziano je nawet na biurku �wczesnego rektora
UJ, �p. prof. Andrzeja Pelczara (1937 2010). Ot� po wydaniu pierwszego numeru
naszego pisma Konrad przyni�s� nam kilka swoich �wietnych, dowcipnych tekst�w
literackich sprzed lat (wierszem i proz�, poni�ej przytaczam jeden z wierszy). Z
Jego inicjatywy kilku krakowskich astronom�w wzi�o udzia� w konkursie na
weso�e, miniaturowe wiersze Jego pomys�u, kt�re nazwa� „wierszami znikowymi”. Te
nietypowe dawki humoru w�r�d powa�nej naukowej rzeczywisto�ci cenili wszyscy.
Jedna sprawa pozostaje dla mnie tajemnicza. Ot�, w mrocznych dniach stanu
wojennego, kiedy sowiecka kuratela wydawa�a si� niewzruszona, Konrad
kilkakrotnie powtarza� z przekonaniem: „Nie martwcie si�. W roku 1989 Polska
b�dzie wolna”. Nie traktowano tego powa�nie; zreszt� dla realistycznie my�l�cych
by�o to stwierdzenie zbyt abstrakcyjne. Nigdy nie zapyta�em Go, sk�d mo�e to
wiedzie�. Niepoj�ta przenikliwo��? Prorocza wizja? Przypadek?
*
Dwa fragmenty jednego z wierszy Konrada Rudnickiego (ok. 1970
r.)
[…]
Jak wygrzebiemy si� kiedy� z n�dzy,
Jak �ona da mi du�o pieni�dzy,
Tak sobie marz�, co wtedy zrobi�:
P�jd� i znaczk�w nakupi� sobie,
kopert, papieru – aby w ten spos�b
Napisa� listy do r�nych os�b:
[…]
Potem zaklej� je uroczy�cie,
Przylepi� znaczek na ka�dym li�cie,
Spa� ju� nie id�c, o rannym brzasku
Do Biela�skiego pojad� Lasku.
Tam spaceruj�c w�r�d le�nych alej
B�d� rozmy�la�, co zrobi� dalej.
I rozwa�ywszy r�ne pomys�y
Powrzucam wszystkie listy do Wis�y.
I b�d� patrzy� z stromego wa�u
Jak moje listy ton� poma�u:
Jeden i drugi, trzeci, dwunasty
I siedemnasty, i dziewi�tnasty.
Wreszcie uton� ostatnie dwa.
Aha…
(Rozwa�ania, gdy ze skupion� min� s�ucha�em na posiedzeniu naukowym
referatu o nowych metodach astronomicznych w geodezji – K.R.)

Konrad Rudnicki przy teleskopie „Maksutowa” w Obserwatorium
Astronomicznym
Uniwersytetu Jagiello�skiego w Krakowie. (z prywatnej kolekcji autora)